O Zosi, która wygrywa z niedosłuchem w pracy i na boisku
Poznajcie historię Zosi – zawodniczki Reprezentacji Polski Niesłyszących w Piłce Siatkowej. W ramach programu „Sprawny staż” Zosia miała okazję sprawdzić się w obowiązkach prawniczki w Siemens Healthineers. Mimo początkowych obaw, współpracownicy Zosi nie widzieli różnicy we współpracy z nią i innymi pracownikami. Przed włączeniem Zosi do zespołu, pracownicy wzięli udział w szkoleniach na temat inkluzywnej współpracy.
Historia miała miejsce w 2022 roku, gdy Zosia uczestniczyła w programie “Sprawny staż”. Obecnie pracuje w kancelarii prawnej, odbywając jednocześnie aplikację radcowską.
Więcej o programie na: www.sprawnystaz.pl.
[odgłosy odbijanej piłki na hali]
Reportażystka: Trening siatkówki. Wybrałam się tutaj po to, aby poczuć atmosferę, jaka towarzyszy zawodniczkom ligi siatkarskiej kobiet. Wśród nich jest Zosia, którą za chwilę poznamy bliżej.
[odgłosy odbijanej piłki na hali]
Trener: Nasza drużyna jest drużyną młodą, dosyć perspektywiczną. Mamy zawodniczkę 17-letnią, dwie zawodniczki 19-letnie i Zosię – zawodniczkę 23-letnią, czyli taką przed którą jest przyszłość. Oczywiście ona się może rozwijać przez wiele lat, poprawiać swoje umiejętności. Myślę, że dość poważnie podchodzi do sprawy, bo trenuje tam przy zespole trzecioligowych w Lublinie. Chodzi regularnie na sekcję uniwersytetu, cały czas się rozwija. Oprócz tego są turnieje, które odbywają się raz na pół roku, bo raz w roku organizowany jest puchar Polski, raz w roku są Mistrzostwa Polski. Tak to wygląda. Treningi w zespole niesłyszących trwają przez cały rok i one przygotowują te zawodniczki niesłyszące do najważniejszych imprez ogólnopolskich.
[odgłosy odbijanej piłki na hali]
Reportażystka: Trener Mateusz Hyl zdradził już, że Zosia jest osobą z niedosłuchem. To jej jednak nie przeszkadza w osiąganiu sukcesów siatkarskich.
[odgłosy odbijanej piłki na hali]
Trener: Są imprezy międzynarodowe, w tym roku były to Igrzyska Głuchych, które odbyły się w maju w Brazylii. Na nich zajęliśmy 6 miejsce. W przyszłym roku, na lipiec, są zaplanowane Mistrzostwa Europy Głuchych. Jeszcze nie wiemy gdzie, prawdopodobnie we Włoszech lub Turcji.
[odgłosy odbijanej piłki na hali]
Reportażystka: Zosia dziś otwarcie mówi o swojej niepełnosprawności, ale nie zawsze tak było.
[odgłosy odbijanej piłki na hali]
Zosia: Mam wadę słuchu prawdopodobnie od 7. roku życia. Generalnie, kiedy się urodziłam, nie było jeszcze badań przesiewowych przy porodzie, które są teraz i jakby ciężko było stwierdzić, czy w momencie, gdy się urodziłam słyszałam normalnie czy miałam już jakiś niedosłuch. Być może taki mały, który nie był jeszcze wykrywalny. Dużo chorowałam w dzieciństwie, być może to też jest przez to. Moja wada słuchu zaczęła się pogłębiać. Kiedyś słyszałam lepiej, nawet pamiętam takie momenty, kiedy po prostu byłam w stanie rozmawiać przez telefon z innymi osobami. Teraz już tego nie mogę zrobić, bo słyszę dużo gorzej niż kiedyś. Dzięki temu, że kiedyś słyszałam, to moja kora słuchowa, wszystkie te połączenia nerwowe, są dobrze zbudowane. Generalnie jeżeli ktoś nie słyszał od urodzenia w ogóle, to w późniejszym wieku już trudno jest to nadrobić, jeżeli nie wykształciłeś tych połączeń nerwowych. W moim przypadku one się wykształciły, bo słyszałam. Coś na pewno musiałam słyszeć, choć trochę. Później ten słuch mi się pogarszał. Po prostu był taki moment, chyba w gimnazjum albo liceum, gdy słyszałam już bardzo słabo. Nie nosiłam jeszcze aparatu, ale tak naprawdę było mi już trudno. Na przykład miałam problemy, żeby zapisać to, co nauczyciel dyktuje, napisać dyktando ze słuchu. Ja trochę to ukrywałam, nie chciałam się przyznać, że tak jest. Na przykład pożyczałam zeszyty od koleżanek, potem później w domu przepisywałam te treści, bo też byłam ambitna i zawsze mi zależało, żeby wiedzieć to, co było na lekcjach. Nie tylko przed nauczycielkami, ale też koleżankami, tak naprawdę przez każdym. Gdy ktoś tam uwagę lekką zwracał, to od razu było takie wyparcie, że nie, że nie ma tego.
Reportażystka: A w domu rodzice wiedzieli?
Zosia: Tak. Oczywiście, że wiedzieli. Mama ze mną próbowała coś rozmawiać, ale ja też miałam trudny charakter. Było mi ciężko po prostu to zaakceptować. A z racji tego, żeby byłam jedyną osobą w rodzinie, która nie słyszy, a reszta wszyscy słyszeli, to też mi się wydawało, że jestem jakaś inna, że mi coś jest. Był taki moment w moim życiu, że trafiłam do psychologa. Co prawda to jest taka śmieszna historia, bo pani psycholog to jest siostra mojego męża obecnego i właśnie dzięki niej poznałam Mariusza. Mariusz też uprawia piłkę siatkową, też ma niedosłuch. Marta, jego siostra również. Jego rodzice są osobami niesłyszącymi całkowicie, więc tak naprawdę tylko język migowy wchodzi w grę, żeby się dogadać, porozumieć. I to też sprawiło, że jak weszłam w ten świat osób niesłyszących, zobaczyłam że dookoła są takie same osoby, które mają podobne problemy, przypadłości i żyją normalnie. Robią tak naprawdę wszystko to, co by chcieli. To też sprawiło, że ja się otworzyłam, przełamałam i już teraz nie mam takiego problemu, żeby o tym mówić otwarcie – że mam niedosłuch.
[szelest, dźwięk kroków, rozmowy w tle]
Zosia: To możemy windą. Nie jestem pewna, które to piętro było. Wydaje mi się, że chyba czwarte.
Tak to jest, jak człowiek dwa miesiące nie był, to już nie pamięta. [śmiech]
Reportażystka: Zosia oprócz tego, że jest siatkarką, kończy właśnie prawo na uniwersytecie w Lublinie. Jest też uczestniczką programu Sprawny staż. Odbywa go w warszawskiej firmie Siemens Healthineers.
[dźwięk otwieranych drzwi]
[„Proszę”]
Reportażystka: Joanna Dąbrowska jest radcą prawnym, ale także opiekunką stażu Zosi.
[pukanie do drzwi]
06:18
Joanna Dąbrowska: Cześć Zosia. Długo już jesteś? Przyszłaś teraz?
Zosia: Tak, tak. Właśnie razem przyszłyśmy. Przyjechałam o 9:15 pociągiem, Magda (reporatażystka) o 9:30.
Joanna Dąbrowska: Ja nie byłam bezpośrednio zaangażowana w rozmowy z Fundacją Integralia. Po prostu w zeszłym roku finansowym, u nas rok finansowy jest do września, czyli jakoś wiosną usłyszałam o takim projekcie i zadano nam pytanie, jako działowi prawnemu, czy bylibyśmy chętni na przyjęcie stażysty z niepełnosprawnością i żebyśmy określili – może to brzmi tak dziwnie – jaką niepełnosprawność moglibyśmy zaakceptować, tzn. czy nasze warunki pracy pozwalają nam pracować z taką, a nie inną osobą. Nigdy nie zastanawialiśmy się nad tym, czy niepełnosprawność wyklucza czy nie wyklucza z naszego zawodu, nie mieliśmy takich wyzwań czy takich problemów. Usiedliśmy i właściwie doszliśmy do wniosku, że jedyną, z którą byłby problem, to byłaby osoba niewidoma. Bo nie mamy takich urządzeń. Ja się później dowiedziałam się, że osoby niewidome mogą być prawnikami, bo są już urządzenia, które przekształcają tekst na dźwięk, natomiast my tego nie mamy. A chodziło o to, abyśmy przyjęli stażystę bez inwestowania w jakiś niesamowity sprzęt, tylko tak po prostu do działu prawnego. Co do niepełnosprawności ruchowej, to stwierdziliśmy, że jeżeli osoba będzie potrafiła pisać na komputerze, to nie ma znaczenia, ale musi pisać, bo to nasze podstawowe narzędzie pracy – ten komputer, ten ekran i to pisanie. Bo ta nasza praca jest głównie pracą z dokumentami. I po jakimś czasie, to było też chyba przed latem, dostaliśmy informację, że jest kandydatka i czy możemy się z nią spotkać.
Zosia: Pamiętam, że szukałam praktyk. Bo na studiach, zarówno na 4 jak i na 5 roku musieliśmy odbyć obowiązkowe praktyki w wymiarze 120 godzin. I zobaczyłam na portalu pracuj.pl ogłoszenie o stażu, który organizuje Fundacja Integralia. Stwierdziłam, że ciekawe. Ale patrzę, że jest to w Warszawie, a ja w sumie jestem w Lublinie. Ale zobaczyłam, że jest tam jednak możliwość współpracy hybrydowej. W sumie Warszawa nie jest daleko. Myślę – a spróbuję. Nie mam nic do stracenia, mogę też zyskać.
Joanna Dąbrowska: I wtedy miałyśmy spotkanie na Teamsie. Wcześniej, nie wiem czy to Zosia rozmawiała z Fundacją, powiedziano nam, żebyśmy jeżeli na Teamsie, to mamy patrzeć na Zosię, mamy mówić do Zosi, żeby widziała jak mówimy. No i taką dostaliśmy wskazówkę przed tym spotkaniem. Na spotkaniu byłam ja, była Magda, która jest z HR-ów. Po drugiej stronie ekranu była Zosia. Rozmawiałyśmy, jakie Zosia ma doświadczenie i opowiadałam o tym, na czym polegałaby praca, bo też to Zosia musiała chcieć podjąć to wyzwanie w naszym dziale, więc opowiedziałam, czym się zajmujemy, jak wygląda tutaj praca. Ja nie wiedziałam żadnej różnicy między spotkaniem z osobą pełnosprawną, czy niepełnosprawną, czy z Zosią – tak to powiem wprost. Gdyby mi nie powiedziano, że Zosia jest osobą niedosłyszącą, to bym nie wiedziała, że rozmawiam z osobą, która ma jakiś problem. No więc po tym spotkaniu mówię - super, no to idziemy!
Zosia: I w połowie lipca rozpoczęłam staż.
[nierozpoznany dźwięk]
Joanna Dąbrowska: Wyślę Tobie mailem najpierw taką tabelkę. To jest tabelka niestety po angielsku i ona pokazuje, jakie postanowienia umowne powinny być w naszych wzorach umów. To, co najpierw trzeba by zrobić, to sobie pewnie przez google translatora przetłumaczyć, czego dokładnie tutaj chcą. Np. podział płatności – że pierwsza część płatności powinna być po dostawie, a dopiero druga część płatności po protokole odbioru. Jak sobie to przetłumaczysz, że tak powinno być, dostaniesz wzory umów i będziesz sprawdzała czy rzeczywiście jest tak podzielona płatność. Jeżeli nie jest, to przygotujesz postanowienie w tej umowie, że będzie podzielone, że płatność za fakturę będzie wykonywana w następujący sposób dwukropek - pierwsze po dostawie, drugie po podpisaniu protokołu odbioru.
Zosia: Dobrze, a te umowy pewnie po angielsku, tak?
Joanna Dąbrowska: Umowy są po polsku. Dlatego to sobie musisz przełożyć na polski i pomyśleć po polsku jak powinno brzmieć postanowienie i polskie umowy czytasz. To już nie będą angielskie umowy, tylko polskie.
[w tle dodatkowe wyjaśnienia]
Joanna Dąbrowska: Zosia mnie zaskoczyła tym, że jest sportowcem, że gra w siatkówkę. Spodobała mi się jej determinacja, że przeszła normalną szkołę, to nie były szkoły specjalne – podstawówka, gimnazjum, średnia, teraz studia. Studiuje w normalnym toku. Jak opowiada, to widzę jej dużą determinację i to że – no właśnie – żeby to wykonać, musi być otwarta, jeśli chodzi o swoją niepełnosprawność. Tego się nie da ukrywać. Musi powiedzieć, że potrzebuje pytania na kartce, potrzebuje takiego udogodnienia. Podziwiam, bo to jest tak, że – jeżeli ja miałabym jakiś „defekt” (tak bym to nazwała) to chciałabym go pewnie ukryć, a tutaj nie ma takiej możliwości. Musisz pokazać, powiedzieć, zaakceptować i żyć z tym. Dla mnie to jest niesamowite odkrycie.
[dźwięk odbijanej piłki na hali]
Zosia: Trenuję piłkę siatkową od 6 klasy szkoły podstawowej. Wcześniej zawsze byłam w klubach, drużynach osób słyszących. Właśnie też w tym momencie, kiedy trafiłam do psychologa, jednocześnie trafiłam do kadry polskiej niesłyszących. I pamiętam, że kiedyś mama moja czytała artykuł o drużynie niesłyszących w Olsztynie, moim rodzinnym mieście, i ja powiedziałam – nie nie, nie jestem niesłysząca. Nigdy nie będę grała z niesłyszącymi. To takie śmieszne teraz, bo gram w kadrze, jeżdżę na zawody i uważam, że tak naprawdę, gdybym była osobą słyszącą, to nie dostałabym takiej możliwości, jaką dostałam, nie mogłabym pojechać np. do Japonii albo do Brazylii, zagrać tam zawody. Po prostu grałabym w siatkówkę na pewno dalej, ale nie byłoby to aż tak ciekawe i rozwijające, jak jest teraz. Że mogę też jednocześnie mogę podróżować. Coś o czym wcześniej nie było mowy. Nie można było pomyśleć, że aż tak się to wszystko rozwinie.
Reportażystka: A kiedyś, jak byłaś w liceum, jak już mówiłaś dziewczynom czy trenerowi że masz niedosłuch, to spotkałaś się z brakiem akceptacji czy to było jednak w Twojej głowie?
Zosia: Nie, generalnie to nie. Wszystko było w mojej głowie. Tak naprawdę to nikt nigdy nie powiedział, że jestem jakaś inna, że nie będzie ze mną rozmawiać. Raczej każdy wysłuchał, nawet dużo było takich osób, które się tym interesowały. Pytały, jak to jest nie słyszeć, na czym polega działanie aparatu słuchowego, bardziej wykazywały takie zainteresowanie. Zatem można powiedzieć, że na odwrót było. Poczułam, że ludzie są zainteresowani, aby ze mną rozmawiać, a nie że mnie odtrącają, odpychają, tylko dlatego że nie słyszę.
[dźwięk odbijanej piłki na hali]
Zosia: Bo też znam język migowy bardzo dobrze. Normalnie jestem w stanie porozumieć się z osobą, która całkowicie nie słyszy. Zaczęłam się uczyć tak naprawdę od pierwszego obozu, kiedy trafiłam do kadry, czyli to był rok 2016. To były pierwsze konsultacje przed Mistrzostwami Europy Juniorek Niesłyszących, które odbyły się w Łodzi. Wtedy zdobyłyśmy brązowy medal. Pamiętam, że na początku trenerzy, którzy migali jednocześnie też mówili. Ja po prostu patrzyłam na ręce trenera, jaki znak miga i jednocześnie słuchając tego, co mówi. W ten sposób zapamiętywałam znaki. Pamiętam też, że sama nauczyłam się alfabetu. Generalnie najpierw próbowałam rozmawiać z dziewczynami, które są słabosłyszące, które jednocześnie migały i mówiły. Więc łatwiej było mi patrzeć i słuchać, wiedziałam, co migają. A później, gdy zrobiłam się bieglejsza w miganiu, próbowałam porozumieć się z osobami całkowicie niesłyszącymi, już tylko migającymi. Też właśnie w tym czasie zaczęłam spotykać się z moim chłopakiem, którego rodzice są głusi, No i chcąc nie chcąc, bywałam u niego w domu i to był jedyny sposób komunikacji. Tak naprawdę z czasem w miganiu zrobiłam się coraz bardziej bieglejsza, płynniejsza i doszłam do takiego poziomu, że tak naprawdę swobodnie mogę się komunikować bez żadnych problemów.
[szum w tle, pisk charakterystyczny dla obuwia na hali]
Trener: Zosia jest akurat zawodniczką niesłyszącą, dobrze mówiącą, dobrze migającą. Z nią komunikacja jest łatwiejsza. Znając ten język migowy, mówiąc wyraźnie, ona ma szansę obserwować też usta i odczytywać te komunikaty. Wiadomo, że jest to utrudnione na przerwie, kiedy mam 30 sekund, jak w siatkówce osób słyszących, żeby przekazać dziewczynom komunikat, dotrzeć do wszystkich za pomocą migów, czy też często narysowania danej rzeczy na tablicy. Ale myślę, że jakoś sobie razimy. Jest to raczej dobra współpraca, także ja jestem zadowolony.
Mecze odbywają się normalnie. Jest sędzia z gwizdkiem. On macha ręką. Dziewczyny czasami jak są piłki stykowe też za pomocą tej gestykulacji muszą – zamiast krzyknąć „moja” one machają przed odbiciem tej piłki. Dużo więcej muszą patrzeć na trenera, który wie… wszystko w postaci takich gestów i nie w trakcie akcji, tylko między akcjami może coś tam im podpowiedzieć, coś tak im pomóc. W siatkówce takich osób słyszących trener może oczywiście cos krzyknąć, nawet w trakcie akcji. Tu niestety nie ma takiej możliwości. Też niestety, mimo treningów, zdarzają się takie akcje, które w siatkówce osób słyszących nigdy by nie powstały. Na zasadzie – nie wiem… [rozmyśla]- zespół przeciwny zagrywa, dwie zawodniczki zderzają się nie przyjmując piłki – i tak w siatkówce osób słyszących te zawodniczki mogą się komunikować, mogą krzyknąć „moja”. Tu nie ma takiej możliwości. W przypadku wystawy piłki sytuacyjnej, tak samo, jest gdzieś piłka gorzej dograna rozgrywająca za nią biegnie, druga zawodniczka stoi, chce ją wystawić, no i też mogą się pojawić tutaj takie problemy, że się nie usłyszą i ta piłka skończy się podwójnym odbiciem bądź piłką rzuconą. Dziewczyny muszą bardziej polegać na treningu, na wypracowanych schematach. No i tyle, to przynosi efekt.
[dźwięk odbijanej piłki na hali]
Zosia: Chciałabym grać dalej w siatkówkę jak tylko zdrowie mi pozwoli na to. Bo to jest moja pasja. Natomiast taką przyszłość zawodową, to raczej wiążę właśnie z prawem, natomiast w jakiej roli dokładnie – czy jako radca prawny, czy jako notariusz, albo być może jeszcze kto inny, to na razie jeszcze nie wiem. Jeszcze cały czas szukam tej swojej drogi.
[dźwięk odbijanej piłki na hali]